Choć serwis Spotify zrewolucjonizował sposób konsumpcji muzyki, to wcale nie okazuje być się takim zbawieniem dla legalnej muzyki jak zapowiadano. Coraz częściej, z różnych stron dochodzą głosy, że artyści za odtworzenia utworów dostają od Spotify żałośnie małą zapłatę.
Niedawno w dołączanym do Wyborczej Magazynie Świątecznym pojawił się bardzo krytyczny wobec serwisu tekst Vadima Makarenki, w którym autor przytacza przykład zaprzyjaźnionego zespołu ska z Wielkiej Brytanii.
Członkowie zespołu King Porter Stomp na przeszło 13,5 tys. odtworzeniach albumu zarobili zaledwie 84,09 dolarów – czyli około 160 odtworzeń na każdego dolara.
Do wielkich krytyków serwisu należy między innymi frontman Radiohead i Atoms For Peace, Thom Yorke, który ostatecznie usunął album tego drugiego zespołu, a także swój solowy album ze Spotify.
Na tę krytykę odpowiada teraz Spotify, które choć nie obiecuje zwiększenia wpływów do kieszeni artystów, to przynajmniej stawia na transparentność. Na stronie Spotify Artists zamieszczono model biznesowy serwisu i przedstawiono formułę, według której obliczane są wpływy artystów.
Oprócz tego Spotify ma udostępnić artystom trzy dodatkowe produkty. Pierwszy to narzędzia analityczne, które pozwolą monitorować słuchalność naszych utworów oraz analizować słuchaczy ze względu na tak różne aspekty jak płeć, wiek, czy pochodzenie. Analityka nie będzie się ograniczać do samego Spotify, ale pozwoli też na analizowanie stron na Facebooku i Wikipedii, kanału YouTube itp. Drugi produkt to umożliwienie bukowania miejsc i dystrybucji biletów na koncerty, a ostatnia opcja to umożliwienie artystom prowadzenia sklepów za pośrednictwem narzędzia Topspin.
Czy te działania uciszą krytyków serwisu i przekonają tak zagorzałych przeciwników Spotify, jak Thom Yorke?
źródło: Spotify via The Next Web
Komentarze